Strony

czwartek, 1 maja 2014

Rozdział 1


  Zaciągnęłam się mocniej papierosem. Świetnie. Jak tak dalej pójdzie spalę w ciągu godziny całą paczkę. Przytupałam nerwowo nogą. Podeszwy martensów odbiły się od starannie wypolerowanych kafelków. Jak one mi działały na nerwy... Jak cały ten dom mi działał na nerwy! Z irytacją zgasiłam szluga o ścianę. Jak zaraz nie wrócę przyjdą mnie przyłapać. Jaką im frajdę sprawiało patrzenie na mnie z góry, kręcenie tymi  zadartymi nosami i wygłaszanie mów o moim karygodnym zachowaniu. Tak, tak... Dzisiaj wolałam to sobie odpuścić. Z westchnieniem ostatni raz spojrzałam na paczkę papierosów w dłoni, po czym schowałam ją do kieszeni bluzy. Nie mogłam dopuścić do siebie myśli o jej zostawieniu. Bez niej z pewnością nie wytrzymałabym tych paru godzin z idealną rodziną Greysonów. Pff... Banda zadufanych w sobie egoistycznych maniaków ponad czaso-przestrzennych podróży. Podróży w czasie. I tak oto ja, czarna owca tej jakże cudownej i niezwykłej rodziny, będę zmuszona słuchać o ich niebezpiecznych wyprawach. A właściwie tylko jednej z nich...Cudowna perspektywa na najbliższe chwile. Ale cóż... Wyboru nie miałam. Wepchnęłam pięści do kieszeni i pchnęłam drzwi tarasowe. Od razu dobiegło mnie wychwalanie samej siebie. To mogła być tylko moja siostra. Z westchnieniem usiadłam przy stole. Babcia spojrzała na mnie z dezaprobatą. Może i nie siedziałam jak dama, ale z pewnością było mi wygodnie. Gdy wreszcie przeniosła wzrok na wciąż mówiącą Stephanie wyciągnęłam z kieszeni przetartych jeansów zdezolowanego iphona. Lakier odpadł już po bokach mimo, że był to nowszy model. Kupiłam go niespełna miesiąc temu, a już zdążył przybrać wygląd co najmniej rocznego aparatu. Ale działał, a to jest najważniejsze. Odblokowałam go i zaczęłam stukać SMSa do Drake'a. W wiadomości wyraziłam moją pogardę wobec rodziny oraz polecenie, by przyjechał po mnie za jakąś godzinę. Znałam jego tendencję do spóźnień. Wiedziałam, ze zjawi się najszybciej za półtorej. Nie wiem jak to wytrwam. Kliknęłam kolorową ikonę na wyświetlaczu. Niemal od razu pojawił się mały czerwony ptaszek zachęcający do zagrania w Flappy Birds. Może i była to najbardziej irytująca gra świata, ale z pewnością nie była tak irytująca jak ludzie przy tym stole. Klikałam w ekran bez większego zaangażowania. Dźwięk mojego imienia poskutkował upadkiem latającego stworzenia. Telefon zawibrował informując o przegranej. Podniosłam głowę czekając na powtórzenie. Rozległo się westchnienie mamy.
- Dlaczego Rosseane ty mnie nigdy nie słuchasz?
- Po prostu powtórz jeszcze raz- odparłam.
- Pytałam się czy nie potrzebujesz kostiumu na to przedstawienie- uśmiechnęła się lekko.
Już miałam zapytać jakie przedstawienie, ale w porę ugryzłam się w język. Nie mogłam przyjść na poprzednie, comiesięczne spotkanie. Mao miał osiemnastkę. Nie mogłam tego przegapić. Wykręciłam się próbą do jakiegoś bardzo ważnego spektaklu.
- Nie, wystawiliśmy je w zeszłym tygodniu- wymyśliłam na poczekaniu.
- I nas nie zaprosiłaś?- tata wydawał się być rozczarowany.- Może wystawicie je jeszcze kiedyś?- dodał z nadzieją w oczach.
Cieszyli się, że wreszcie zainteresowałam się czymś poza motocyklami. Nie mogłam pozbawić ich złudzeń. Z resztą... właściwie dość często przed nimi grałam, więc stwierdzenie, że bawię się w aktorstwo nie było do końca kłamstwem.
- Nie... To było okazjonalny występ. Jednorazowy- dodałam, by mieli pewność, że już go nie zobaczą.
- Szkoda- westchnęła mama.
Stephanie nie wytrzymała, że tak długo nie jest w centrum uwagi.
- Ja w liceum grałam w wielu sztukach. Raz wcieliłam się w Ofelię- powiedziała z niezwykłą dumą.
- Jakoś nie dziwi mnie, że tylko raz- mruknęłam pod nosem.
Usłyszał mnie tylko Nickolas. Uśmiechnął się do mnie porozumiewawczo. Puściłam mu perskie oko. Mój brat był najnormalniejszy ze wszystkich zgromadzonych tu osób.W miarę się z nim nawet dogadywałam. Nie to co ze wszechwiedząca siostrą Stephanie.
- Rosseane, nie burcz pod nosem. Dziewczyny z dobrych domów tak się nie zachowują- fuknęła babcia.
Tylko wywróciłam oczami. To również jej się nie spodobało.
- Gretchen ma rację. Wyprostuj się Rosseane- syknęła matka.
I całą w miarę normalną atmosferę diabli wzięli...
- Jasne. Co jeszcze? Odlać sobie twarz z plastiku?- sztucznie się uśmiechnęłam.
- Może na początek grzecznie się zachowywać?- powiedziała babcia jak zawsze z kamienną twarzą.- Rickardzie- zwróciła się do taty- naprawdę sądzę, że powinna wrócić do domu. Ona się demoralizuje w tamtym burdelu.
Tego już nie zniosłam.
- To nie jest burdel, a ja nie jestem dziwką!- wybuchnęłam.- To, że mieszkam w wynajmowanym mieszkaniu w może i nie najlepszej dzielnicy mnie nią nie czyni! Ale taki zawarliśmy układ, pamiętasz Gratchen? I zgodnie z nim jestem tu co miesiąc. Kurator już nie przychodzi co tydzień i nie grozi mi poprawczak. Poprawiłam się. Może byś to w końcu doceniła?
Cała rodzina w milczeniu przysłuchiwała się naszej wymianie zdań. Stephanie spuściła wzrok na swoje dłonie, Nickolas wpatrywał się w jakiś punkt w oddali, a mama zamaszyście mieszała swoją herbatę.
- Trzeba było o tym pomyśleć wcześniej Rosseane. Masz siedemnaście lat i tak sobie nisczysz życie.
Usłyszałam ryk motoru. Drake się pośpieszył. Na moje szczęście. Choć równie dobrze to mógł nie być on. Trudno. Wolę czekać na dworze nie wiadomo ile niż spędzić w tym domu choćby minutę dłużej.
- Nie mamy o czym gadać. Ja spadam. Do zobaczenia za miesiąc- zgarnęłam ramoneskę z wieszaka i wyszłam z domu. Z trudem powstrzymałam się przed trzaśnięciem drzwiami.
Miałam szczęście. Drake opierał się o swoją maszynę dom dalej. Obok warczał drugi motocykl, z którego wciąż nie wysiadł Mao. Wokół nich kręciła się Joyce z telefonem w ręku. Gdy tylko mnie zobaczyła schowała urządzenie do kieszeni. Posłała mi pytające spojrzenie.
- Nic nie mów- westchnęłam.
Wyjątkowo posłuchała się mnie i wsiadła z tyłu motoru Mao. Ja zajęłam to samo miejsce, ale u Drake'a.
- Teraz się wyluzujesz Ross- zapewnił przyjaciel.- Jedziemy do Ronana.
Uśmiechnęłam się w odpowiedzi. Drake odpalił maszynę. Jeżeli miałam się rozerwać to tylko u jego brata.

~*~

- Teraz moja kolej!- zerwałam się z kolan Ronana wymachując ramionami w rytm muzyki.
Parę dziewczyn niechętnie zrobiło mi przejście do niskiego stolika. Przeszłam między nimi i klęknęłam przed meblem. Poklepałam się po tylnych kieszeniach, po czym wyciągnęłam z nich w miarę nie pogięty banknot. Spojrzałam po otaczających mnie twarzach. Parę z nich z pewnością należało do osób chwile przed trzydziestką. Ale jak zabawa to zabawa. Chwyciłam leżącą na stoliku kartę kredytową. Nie~*~~ miałam pojęcia czyja była, ale jakoś nie było mi to potrzebne. Za jej pomocą z kupki białego proszku na stole powstała równa kreska. Z brawurą zwinęłam banknot w rurkę. Poruszyłam wyzywająco ramionami przykładając pieniądz do nosa. W tym momencie poczułam wibrowanie w kieszeni.
- Kurwa- przeklnęłam.
Wyjęłam z jeansów komórkę. Ludzie naokoło zaczęli się niecierpliwić. Czekali na swoją kolej. Miałam to w dupie. Zerknęłam na wyświetlacz. Wskazywał na pierwszą w nocy, dlatego zdziwił mnie pokazany numer. Mama. W normalnej sytuacji odrzuciłabym połączenie, ale musiało stać się coś ważnego skoro dzwoniła o tej godzinie.
- Halo- starałam się brzmieć jak najbardziej trzeźwo. Jeszcze tego, by mi brakowało, by usłyszała, że jestem po kilku głębszych. Po chwili zdałam sobie sprawę, że i tak hałas wokół mnie wystarczająco mnie kryje. Chociaż właściwie to on zdradza mnie najbardziej. O tej porze powinnam spać, by być wyspana na jutrzejszą ( a właściwie już dzisiejszą) szkołę.
- Rosseane?- jej głos wydawał się nieobecny. Był taki... bezbarwny.- Musisz przyjechać do mieszkania Stephanie. Natychmiast.
Chciałam się zapytać dlaczego, ale mama się rozłączyła. Jej ton zaniepokoił mnie. Wstałam z klęczek czując na sobie spojrzenia zgromadzonych ludzi. Gdy tylko się odsunęłam zelżały, a zgromadzeni zajęli moje miejsce. Weszłam do kuchni Ronana i wyciągnęłam z lodówki sok pomidorowy. Musiał wystarczyć. Wyszłam z mieszkania żegnając się z przyjaciółmi. Będąć przed kamienicą zadzwoniłam po Caitlyn. Wiedziałam, że ją obudzę, ale mój motor został w garażu po drugiej stronie miasta, a ja musiałam jak najszybciej znaleźć się w mieszkaniu siostry.

~*~
Nowy blog inny od pozostałych. Postaram się przy nim wytrwać.
Wiem, że chwilo brak jakiejś akcji, ale wynagrodzę  to w drugim rozdziale.
XX
Daisy D.

4 komentarze:

  1. Naprawde ciekawie się rozpoczyna !!
    Ciekawe co się stało !!
    Proszę pisz szybko, bo nie wytrzymam <3
    Życzę weny :*
    Nexxxt

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam straszną ochotę zrobić trailer do tego bloga. Myślę, że będzie genialny. Podchodzi genialnie pod mój gust literacki, a raczej blogowy. Tutaj dziewczyna też jest zła, czyli to nie jest typowy Dark, na które już powoli puszczam pawie ;p. Sądzę, że opowiadanie będzie świetne.
    Pozdrawiam i zapraszam do siebie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Wwowowowowow *__*
    To jest świetne <3
    Niegrzeczna dziewczynka :D
    To juz musi bbyć ciekawe xD
    Ciekawe co się dzieje z siostrą Ross...
    Nie trzymaj mnie długo w niepewnosci ;*
    Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdzial ^^
    Życzę weny <3
    Pozdrawiam Caroline.

    OdpowiedzUsuń
  4. Fajnie się zapowiada :)
    Podoba mi się Rosseane nie jest grzeczną dziewczynką, jak to bywa praktycznie wszędzie...
    Zaintrygowałaś mnie tą rozmową telefoniczną, strasznie skojarzyła mi się z jedną creepypastą, ale to nie ważne xd
    Czekam niecierpliwie na kolejny rozdział :)
    Życzę weny!
    Pozdrawiam Xx
    PS. Zapraszam do siebie!
    1. http://hurt-harrystyles.blogspot.com/
    2. http://human-liampayne.blogspot.com/
    3. http://pain-zaynmalik.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń